piątek, 7 października 2011

Zamęczę

Was w końcu tym wieńcem. Znów mamy piątek i znów troszkę przybyło. Hortensja jest cudna, takie kolory po prostu działają na mnie motywująco. Gonię, gonię, do końca coraz bliżej a potem backstitche... O matko, to będzie wyzwanie. Bez nich jednak wszystko byłoby nie tak.


Bosastopko, wbrew pozorom to nie jest skomplikowany wzór. W zasadzie same krzyżyki, co we wzorach Dimensions jest rzadkością. Może sprawia wrażenie trudnego, bo dużo w nim różnych motywów. Haftuje się dość szybko i rośnie w oczach, jeśli tylko mam czas na machanie igłą.
Bardzo Wam dziękuję za komentarze, nic tak  nie daje kopa jak one. Im więcej takich miłych słów tym przyjemniej się haftuje. Jesteście kochane.

piątek, 30 września 2011

Wieniec rośnie

w oczach. Sama się dziwię, że taki kawał udało mi się wyhaftować od ostatniej odsłony.  Na tamborku tego nie widać, dopiero jak go zdejmuję to widzę, ile przybywa. Teraz haftuje się bardzo przyjemnie, kolorki są weselsze i jakoś więcej mam chęci do krzyżyków. Miałam hafcić wiosnę ale jednak lato mi się nawinęło pod igłę.


Co do nocnych dyżurów to wiecie... nie mam już siły, nie spałam już od trzech nocy, dziś na szczęście zaraz mykam pod kołderkę. No, ale to tylko dziś bo jutro i pojutrze znów siedzenie do rana. Po takiej serii czuję się dziwnie. Wszystko dochodzi do mnie z opóźnieniem i mam wrażenie, jakbym była oddzielona od świata kawałkiem miękkiej tkaniny. Spanie w dzień nie zastępuje mi uczciwego nocnego snu. Tu ktoś kichnie, tam ktoś trzaśnie drzwiami, sąsiad wydziera się za ścianą, na dole stukają młotkiem i weź tu człowieku śpij. No, ale teraz zamierzam się wyspać :)))

środa, 28 września 2011

Słoiczek Tusalowy

Zagapiłam się wczoraj i wstawiam mój słoiczek dopiero dziś, ale mam nadzieję, że te kilka godzin nie robi wielkiej różnicy.. Niteczek troszkę przybyło i zrobiło się bardziej kolorowo za sprawą mojego wieńca.


Teraz muszę się w końcu zabrać za przygotowanie upominku tusalowego. Mam pomysł tylko z czasem nietęgo. Zawsze jednak udaje się wykroić godzinkę na przyjemności więc i tym razem tak będzie.
Post dziś króciutki ale jest druga w nocy i nic mi do głowy nie przychodzi poza myśleniem o cieplutkim łóżeczku. Na to jednak muszę zaczekać do rana. Ehhh te nocne dyżury :(

poniedziałek, 26 września 2011

Wydziergałam dwie

nowe kawki z naszego forumowego RR. Nie ma co, im ich więcej tym nasze kanwy wyglądają piękniej. Całe RR idzie nam bardzo sprawnie, aż miło. Porównując z ptaszkowym RR to to jest po prostu ekspresowe. Już chyba wszystkie jesteśmy do przodu.
Kawusia na kanwie Kasiulek prezentuje się tak:

a na kanwie Krzychy tak:

Jutro polecą dalej a ja już czekam na następne szmatki :)

piątek, 16 września 2011

Od lipca

nie pokazywałam mojego wieńca. Nie było w zasadzie co pokazywać, nie hafciłam w czasie urlopu i teraz dopiero zaczęło nieco przybywać. Na szczęście mam już za sobą wstążki które dały mi w kość. Nie lubię takich kolorów ale w efekcie wygląda to tak, jak powinno. Teraz jest już weselej i o niebo milej się haftuje. Niedługo koniec drugiej kartki wzoru i przyjdzie czas na wiosnę. Odwróciłam sobie pory roku :)


Skończyłam też szóstą kawkę, ale pokażę ją dopiero w poniedziałek. Teraz czas na spacer z suńką. Gdyby nie pies to trudno byłoby mnie dziś wyciągnąć z domu.

Haniu, moja mama też haftowała kiedyś haftem płaskim, liczę na to, że mi podpowie, chociaż narzeka, że już dawno zapomniała ale sądzę, że tego się nie zapomina.
Małgorzato, to jak już otworzysz tę pasmanterię to pisz, pojedziemy tłumnie na blogową kawkę :)
Misiabe, Skaleczko Wy mnie nie kuście kobiety tylko kibicujcie wieńcowi. Do świąt chcę go skończyć.
Realko, to pojedziemy razem do Małgorzaty, umowa stoi? :)

sobota, 10 września 2011

W czasie urlopu

byliśmy kilka dni u mojej rodziny pod Elblągiem. Już dawno sobie obiecywałam, że kiedy tam będę, poszukam Hobby Studio. Ile ja się naszukałam tej Stawidłowej, o matkokochana. Zdesperowana dzwoniłam nawet do misiabe, coby mnie pokierowała zaglądając w google. Wszystkie numery na tej Stawidłowej były, tylko nie ten potrzebny. Na szczęście mieścił się tam też jakiś zakład krawiecki i tylko dzięki temu trafiłam we właściwe miejsce. Niestety,  prowadzą tylko sprzedaż wysyłkową. Powinnam się domyślić ale ja jak zawsze - na żywioł. Na szczęście znalazła się para sympatycznych pracowników tej firmy, którzy pokierowali mnie do sklepu współpracującego z HS. A tam? Dziewczyny, poczułam się jak dziecko w fabryce czekolady. Uroczy nieporządek, przemiła Pani za ladą, pozwolono mi grzebać we wszystkim, przekładać, dotykać. Zostałam zaproszona na kawę (niestety ograniczał mnie czas i nie mogłam skorzystać). Właścicielka pasmanterii ma tam pokoik, w którym spotykają się i wspólnie hafcą zaprzyjaźnione Panie. Zachwycona byłam. Chciałaby dusza do raju a ja taką pasmanterię u siebie  w mieście. Nie mogłam stamtąd wyjść, moi panowie musieli mnie prawie siłą wyciągać :) Kupiłam sobie duuużo igiełek, kawał drobniusieńkiej kanwy i obrus do wyszycia haftem płaskim. Chyba mi odbiło, bo ja od szkoły podstawowej niczego takiego nie robiłam. Jak to mówią - do odważnych świat należy. Odważę się i ja. Tak to ma wyglądać:

Na razie się do niego nie zabieram, wieniec się hafci i w tym tygodniu dotarły do mnie dwie szmatki z kawkowego RR forumowego.
A właśnie, dziewczyny z mojego forum, wiecie może co się dzieje? Się niepokoję ciutkę :(

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

TUSalowo

się zrobiło dziś na blogach, więc i ja wstawiam mój słoiczek.
Jak widać, niteczek w nim jak na lekarstwo, ale tyle właśnie mi się uzbierało i ani troszkę więcej. Do następnego nowiu pewnie zrobi się tam bardziej kolorowo. Oglądam Wasze słoiczki z zachwytem. Tyle różnych pomysłów, każdy inny i każdy śliczny. Bardzo podoba mi się ta nasza zabawa. Julka miałaś świetny pomysł :)

Dziś też w końcu mogę się pochwalić piątą kawką, którą haftowałam na kanwie Danuti.
Coraz piękniejsze te nasze szmatki :)
Nabrałam znów ochoty na krzyżyki więc pędzę do wieńca, póki mi nie przeszło.


piątek, 26 sierpnia 2011

No to jestem

Wróciliśmy z urlopu już tydzień temu, ale jakoś nie mogłam się przestawić na codzienny tryb działania. Ciężko mi to idzie. W pamięci mam jeszcze jezioro, łąki, zapach tak inny niż ten codzienny. I spokój, brak trosk, wyłączyłam się zupełnie na prawie trzy tygodnie. Żyliśmy bez telewizora, bez internetu, bez radia. To było mi bardzo potrzebne. Budziłam się rano, piliśmy kawę, jedliśmy śniadanie i szliśmy nad jezioro. Czasem jeździliśmy na krótkie wycieczki. Odpoczęłam.
Byliśmy tak jak rok wcześniej nad jeziorem Sasek Wielki. Obowiązuje tam strefa ciszy, więc nie ma żadnych motorówek, nic nie zakłóca świerszczy, ptaków i pluskania wody przy pomoście. No, czasem dzieci krzyczące wesoło, uradowane trawą, jeziorem i mięciutkim piaskiem. Miło było na nie popatrzyć.

Tylko haftować jakoś mi się nie udało. Okazuje się, że ja do tego celu muszę mieć swój fotel, swoją lampę i koniec. Próbowałam, przysięgam, ale nic z tego nie wyszło. Po kilkunastu krzyżykach albo zamyślałam się z oczyma utkwionymi gdzieś daleko, albo wiatr zabierał mi schemat i nici, albo po prostu tak bardzo świeciło słońce, że nic nie widziałam. Cóż, do następnych wakacji bardzo długo, mam czas na hafty, nic straconego.

Już po powrocie zapisałam się na Całkowicie Bezużyteczny SAL u Cyber Julki. Banerek jest w bocznym pasku. Słoiczek już mam, a teraz myślę, czym by go tu ozdobić. Niteczek już mi się troszkę nazbierało przy okazji haftowania piątej kawki w RR forumowym. Cieszę się, że udało mi się ją skończyć w terminie bo po tym rozleniwieniu wakacyjnym ciężko mi było się zabrać do igły. Nie mogę niestety pochwalić się przed poniedziałkiem. Tak więc - do poniedziałku :)

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Wakacje

Żegnam się z Wami na kilkanaście dni. Za chwilkę wyjeżdżam na urlop. Wracam w drugiej połowie sierpnia. Zabieram wieniec ze sobą, może uda mi się postawić kilka krzyżyków jeśli pogoda się nie zmieni. Trzymajcie kciuki, żeby jednak było inaczej. Buziaki i do zobaczenia :)

poniedziałek, 25 lipca 2011

Wyróżnienie

W sobotę zostałam wyróżniona przez misiabe Bardzo Ci kochana dziękuję :)
Zasady są następujące:

- Umieszczenie podziękowania i linku do blogera, który przyznał nagrodę.
- Skopiowanie i wklejenie logo na swoim blogu.
- Napisanie o sobie 7 rzeczy.
- Nominowanie 16 innych blogerów (nie można nominować blogera, który Wam przyznał nagrodę)
- Napisanie im komentarzy, by dowiedzieli się o nagrodzie i nominacji.

Siedem rzeczy o mnie...
- kocham moje psy jednak marzę o tym, żeby kiedyś zamieszkał z nami również kot (taki norweski leśny na przykład :) )
- uwielbiam mój ogród i wciąż kupuję nowe roślinki chociaż nie mam ich już gdzie sadzić
- jestem molem książkowym, marzy mi się pokój z wielkim biurkiem i półkami na każdej ścianie, z lampą i wytartym chodniczkiem
- nie cierpię zakupów ubraniowych
- prasowania tez nie lubię
- i gotowania też nie... czyli chyba marna ze mnie gospodyni
- uwielbiam zbierać grzyby, jesienią skoro świt maszerujemy z mężem po lasach a ja wpadam w zachwyt kiedy uda mi się znaleźć borowika albo czerwoniaczka :)


Co to 16 blogów to nie potrafię wyróżnić tylko 16, dla mnie wszystkie jesteście wspaniałe. Każdy blog jest niepowtarzalny, wiele się od Was uczę. Uważam że na to wyróżnienie zasługuje każda z Was.

piątek, 22 lipca 2011

Skończyłam zimę

w moim wieńcu. I dobrze, bo już mi się nudziły te czerwone korale. O dziwo, najwięcej czasu zajęły mi białe kwiatki, bardzo mozolnie się je haftowało. Teraz biedzę się nad wstążkami, sama nie wiem, czemu tak. To znaczy chyba wiem - ja po prostu uwielbiam żywe kolory i męczy mnie taka beżowo brązowa monotonia.  Trzeba jakoś przetrwać tę jesień, nie ma rady. Za to jabłuszko jest śliczne, chciałoby się schrupać albo chociaż potrzymać w dłoniach. Takie czerwoniutkie rajskie jabłuszka dojrzewały na jabłonkach na moim warszawskim podwórku. Czasem za nim tęsknię...
Przepraszam za tę wygniecioną kanwę. Kolorki są w rzeczywistości bardziej nasycone, ale nic nie poradzę, aparat nie chce robić ładnych zdjęć. Dobrze, że w ogóle jakiekolwiek jeszcze robi.

No właśnie, aparat ledwie zipie a tu za tydzień wyjazd na urlop. Ponoć komary na Mazurach strasznie dokuczają, pogoda deszczowa, jakieś burze i wichury. Znajomi mnie straszą, że to nie będzie udany wyjazd. A ja...  tęsknię już za jeziorem, za ciszą pól, za pagórkami, za wakacyjnym nastrojem.  Nawet jeśli będzie padało, to to będzie deszcz mazurski a to już coś :)) Odliczam dni, jeszcze tylko cztery dyżury i nareszcie będę wolna na całe dwa tygodnie.

sobota, 9 lipca 2011

Ten tydzień

był bardzo szalony. Mnóstwo zajęć, obowiązków i na krzyżyki zostało mi niewiele czasu. Z tego powodu nie pokazuję dziś wieńca, bardzo maleńko przybyło i postanowiłam to przełożyć na następny piątek. Mam za to okazję pochwalić się zakładką, którą dostałam od Edysi z okazji naszej zakładkowej wymianki na forum. Zdjęcie nie jest moje, bo mi akurat aparat zastrajkował, a nie mam baterii na wymianę.
Zakładka jest prześliczna. Do tej pory nie mogę się nią nacieszyć, aż żal mi jej używać zgodnie z przeznaczeniem. Ona jest raczej do podziwiania, choć na pewno byłaby bardzo przydatna w którejś z moich książek. Zazwyczaj zaznaczam sobie miejsce w którym czytam jakąś fiszką, biletem czy czymś, co tam mam pod ręką. Nie potrafię zrozumieć, jak można w tym celu zaginać rogi. Dla mnie to świętokradztwo. Zdarzyło mi się raz pożyczyć książkę znajomej i otrzymać ją z powrotem właśnie z pozaginanymi rogami. Wściekłam się. Chętnie dzielę się moją biblioteczką, uważam, że książki są do czytania a nie do stania na półce, ale nie znoszę, kiedy ktoś nie szanuje moich rzeczy.
Wracając do wymianki, moja zakładka nie jest nawet w połowie tak śliczna jak ta, którą dostałam od Edysi, ale bardzo się starałam, żeby osoba, która ją otrzyma była zadowolona. Mam nadzieję, że tak jest bo włożyłam w nią dużo serca. Wygląda tak

A skoro wyżej zeszłam na temat książek, to przy okazji bardzo gorąco polecam tę, którą skończyłam dziś. Mam ostatnio szczęście do ciepłych, pięknie napisanych historii. Tacy są właśnie "Poszukiwacze muszelek" Rosamunde Pilcher. Przy lekturze towarzyszył mi spokój i wewnętrzne ciepło Nie ma w niej czasu na dłużyzny, nudę i ckliwość. Wspaniała.  W skali od 1 do 6 dostała ode mnie szóstkę. Rzadko daję taką ocenę, ale jeśli już tak jest, to taką książkę muszę mieć na swojej półce. Dlatego też idę na polowanie do znanego wszystkim serwisu aukcyjnego. Życzcie mi powodzenia.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Czwarta kawka

na kanwie Mamuśki zrobiła się prawie sama. Nocne dyżury mają to do siebie, że mam podczas nich czas na małe robótki i RR nadaje się do tego celu znakomicie. Tak więc haftowana kawusia pozwoliła mi przetrwać najgorsze nocne godziny pracy. Wspomagałam się oczywiście kawką realną. Miałam miesiąc na wyhaftowanie a tu niepostrzeżenie mam już cała kawusię. Ciekawe, czym ja się zajmę w czasie kolejnych nocy :)

niedziela, 3 lipca 2011

bez tytułu

To już drugi raz, kiedy nie mogę się powstrzymać przed zapisaniem tu mojego odczucia po przeczytaniu książki. A w zasadzie to moje uczucie po lekturze dwóch z napisanych przez Wiesława Myśliwskiego.  Taka zaduma we mnie jest, taka prosta tęsknota za zwyczajnością życia na wsi sprzed wieku prawie, za czystością uczuć, taki zachwyt nad trafnością spostrzeżeń autora. Chciałoby się zapamiętać, zapisać, żeby nie zapomnieć. Szacunek dla ziemi, dla chleba, dla pracy, dla rodziców. Tam, gdzie słowo - matka - jest jak modlitwa. A ojciec... Ojciec potrafi kochać bardziej, niż rozum potrafi to pojąć, bardziej niż on sam to pojmuje.
Nie chcę stracić tego uczucia, więc przepiszę tu sobie cytat, który tak bardzo mnie poruszył, że nie chcę go zgubić.

 "Jeślibym pragnął jeszcze kimś w życiu zostać, to tylko synem. Kiedy człowiek jest synem, to nawet gdy widzi już drugi swój brzeg, czuje się, jakby żył wciąż w czasach swojego dzieciństwa i czas mu tak nie leci ani też świata nie musi się lękać, ani sam siebie, chociaż bywa, przyzwyczaja się, że życie to to samo, co dzieciństwo, a jeśli życie, to i wieczność. I gdy mu przyjdzie w końcu to dzieciństwo opuścić, traci nagle grunt pod nogami, jakby go przemocą wydziedziczono z jego prawowitej własności. Nie może zrozumieć, bo i za późno na zrozumienie, że to tylko czas, lecz dochodzi praw swoich choćby pamięcią, domysłami, jeśli pamięć już niezaradna, tęsknotą, a zdarzy się, że i zdziecinnieje.
Ale czyż jest szczęśliwsze złudzenie niż dzieciństwo?"
                                                                                           Wiesław Myśliwski
                                                                                                   "Nagi sad"

piątek, 1 lipca 2011

I znów mamy piątek

więc tradycyjnie już, wstawiam wieńcowe postępy. Dobrze, że mam cokolwiek do pokazania, bo nie byłoby z czym tu wystąpić.
Ten tydzień to prawie same nocne dyżury, a po nich zwykle nie nadaję się do niczego. Poza spaniem oczywiście. Chociaż i z tym było kiepsko. Obok mojego bloku rozbierają pawilon handlowy i od rana ciągle coś kują, wiercą, tłuką, walą.. Obłęd. Spać się niestety w takich warunkach nie da. Skutkiem czego mam na koncie może 10 godzin snu w ciągu ostatnich trzech dni. Efektem jest śmieszny szum w uszach i uczucie lekkiego zawiania, tak, jakbym w siebie wlała ze dwa kieliszki dobrego winka. Mam zamiar za chwilę podreptać do sypialni, zwalić się na łóżko i spać do oporu. To znaczy najprawdopodobniej do jutra do szóstej rano, gdyż panowie z rozbiórki na pewno mimo deszczu dzielnie i tłumnie zjawią się w pracy. Zwiewam jutro na moją wieś, tam mnie nic nie obudzi, no chyba, że sąsiad z kosiarką, ale chyba ma padać więc to raczej mało prawdopodobne. Zabieram ze sobą następną książkę Myśliwskiego i będę się zaczytywać, rozczytywać, rozsmakowywać i pochłaniać. Wam tez życzę miłego weekendu. Deszcz nam niestraszny, bo zawsze mamy swoje robótki i mnóstwo ciekawych zajęć. Szczęściary z nas, prawda? :)))

piątek, 24 czerwca 2011

Piątkowa odsłona

postępów w moim wieńcu. Pomalutku, spokojniutko, ale najważniejsze, że ciągle do przodu. Jagody ostrokrzewu (chyba?) dodają całości uroku, jeszcze sporo ich trzeba dohaftować, ale fajniutkie są. W ogóle to wydaje mi się, że tempo mam więcej niż zadowalające.
Dostałam w tym tygodniu kolejną kanwę z RR, ale mam cały miesiąc na jej wyhaftowanie więc na razie troszkę sobie poleży. Chciałabym skończyć chociaż zimową część wieńca.
Widziałam, że na wielu blogach chwaliłyście się już swoimi zakładkami z wymiany na Dzień Dziecka, ja postanowiłam poczekać do końca miesiąca chociaż wiem już, że zakładka dotarła do właścicielki. Ja swojej jeszcze nie mam, więc poczekam aż do mnie dotrze i pokażę obie.
Teraz będę miała ogólnie mniej czasu, wakacje przecież a mój Syn już zapowiedział, ze jedzie na naszą wieś a to znaczy, że będzie wisiał moim rodzicom na głowie. Mama jak zwykle będzie się denerwowała, że pojechał, nie wraca, albo że nie pojechał i dlaczego siedzi w domu, albo że śpi i śniadania nie je. Z tym jedzeniem u mojej mamy to w ogóle koszmar. Ona uważa, że można zjeść śniadanie o dwunastej a już o drugiej zjeść normalny obiad. I panikuje, bo ktoś z nas nie zjada całej porcji. Trudno jej zrozumieć, że my jesteśmy przyzwyczajeni do zupełnie innych godzin posiłków. A najbardziej mnie wkurza, że nie można jej wytłumaczyć, że siedemnastolatek spokojnie potrafi sobie sam zrobić kanapkę, albo że jak nie jest głodny to po prostu nie je i tyle.Wszystko to z wielkiej troski o niego i o nas :) Tak więc teraz będę w ciągłych rozjazdach, bo mama jest spokojna jak ja tam jestem i biorę odpowiedzialność na siebie. I słusznie - dziadkowie są od kochania a nie od martwienia się o nastolatka.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Trzecią kawkę

w naszym RR forumowym skończyłam już w zeszłym tygodniu, ale pokazuję ją dopiero teraz, bo przegapiłam poniedziałkowy moment chwalenia się postępami. W zasadzie termin jej dostarczenia do następnej osoby mija w przyszłym tygodniu, ale chciałam mieć już spokojną głowę i zabrać się za wieniec z czystym sumieniem, co też jak wiecie, zrobiłam. Kawka poleciała już dalej a wygląda tak:
Bardzo te obrazki sympatyczne. Coraz ich więcej na każdej kolejnej szmatce i coraz ładniej to wygląda.

sobota, 18 czerwca 2011

Minął tydzień

od mojego poprzedniego posta. Wiele się przez ten czas nie działo. Skupiłam się na RR kawkowym i niewiele czasu zostało na mój wieniec. Nie lubię, kiedy coś co ma określony termin wykonania "wisi" mi nad głową. Dlatego najpierw kawka a teraz mam czas na DIMka. Do wczoraj miałam tyle:
Zastanawiam się, czy od razu robić backstitche. Przy pamiątce dla Rodziców taka metoda świetnie zdała egzamin. Z drugiej strony tutaj nie muszę się spieszyć, będzie pomalutku, jak zawsze. Nie lubię się spieszyć przy haftowaniu. Stawiam te swoje krzyżyki z przyjemnością, przy kawce, kiedy nic mnie nie goni. Czasem wyhaftuję tylko kilka dziennie, czasem przysiądę na dłużej, czasem nie zrobię ani kawałeczka.
Jeszcze tylko nie odmówię sobie przyjemności pokazania Wam jednego z już kwitnących clematisów. Uwielbiam je. Co rok dokupuję jakąś nową odmianę i zmuszam męża do robienia dla nich podpórek. Potem zwykle zapominam, co już mam a czego nie, karteczki dołączone do roślin gdzieś mi się podziewają, kupuję więc na wyczucie. W tym roku uświadomiłam sobie, że chyba nie mam żadnego różowego. Pojęcia nie mam, jak to się stało, bo przecież chyba były? A może nie? Ot taki ze mnie roztrzepany ogrodnik.

piątek, 10 czerwca 2011

Nowy DIM

się u mnie robi :) Wieniec "Cztery pory roku"  To właśnie ten drugi kupiony na e-bay'u zestaw. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i mimo kilku pozaczynanych prac musiałam  koniecznie mieć ten wieniec. Ledwie się powstrzymałam od natychmiastowego rozpakowania i zrobienia choć kilku krzyżyków. Gdyby nie to, że gonił mnie czas na pewno tak to by się skończyło. No ale teraz już z czystym sumieniem zaczęłam i bardzo przyjemnie mi się haftuje. Wzór superwyraźny i jak na DIM to nieskomplikowany. Żadnych dziwnych ściegów, żadnych półkrzyżyków, tylko krzyżyki i backstitche.






W tej chwili wygląda to tak:




Na razie jestem pełna zapału, zobaczymy, co będzie dalej :)

Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za przemiłe komentarze pod poprzednim postem. To był dla mnie i dla moich Rodziców bardzo szczególny dzień i jest mi bardzo miło, że i Wy dołączyłyście się do życzeń.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Uroczystość moich Rodziców

.... była bardzo udana. Po czterdziestu latach od chwili ich ślubu znów razem stanęli w kościele. Goście dopisali, wszyscy nieco starsi, ale w doskonałych humorach. Gratulacjom i toastom nie było końca. Nie obyło się bez okrzyków - gorzko! gorzko! a moi kochani rodzice dzielnie wytrzymywali liczenie do dziesięciu. Pogoda też była łaskawa. Dosłownie wszystko wyszło tak, jak miało być. Najwspanialszą niespodziankę (przy naszym skromnym udziale) zgotował Mamie mój Tata. Nie mogę tu nie pokazać, czymże to doprowadził ją do łez. Sama bym pewnie płakała ze wzruszenia, zresztą mi też się łezka w oku zakręciła. Spójrzcie...

Róż jest równo czterdzieści a Tata miał w ręku jeszcze jedną, jak powiedział, na następny rok i żeby nie była ich parzysta liczba. Kiedy sobie przypomnę minę mojej Mamy kiedy on wszedł z tym koszem.., takie chwile są bezcenne. Udało mi się uchwycić na zdjęciu ale.. to zbyt intymne żeby pokazywać na blogu. Uwierzcie na słowo, to była jedna z tych chwil, których się nie zapomina.

Moja skromna niespodzianka została przyjęta z entuzjazmem i od razu trzeba ją było wieszać na ścianę. Potem wszyscy goście musieli oglądać, bo Rodzice koniecznie chcieli się chwalić. Na szczęście zdążyłam z haftowaniem, oprawialiśmy sami, bo na Pana Ramkowego to już czasu nie było. Może ciutkę schrzaniłam rozmieszczenie napisu ale i tak jestem z siebie dumna, bo udało mi się podarować im coś od siebie i zdążyć na czas.


Jeśli mi się uda dotrwać do czterdziestej rocznicy ślubu to chciałabym, żeby była tak udana, jak ta moich Rodziców.

czwartek, 26 maja 2011

Im bliżej...

do czwartego czerwca tym bardziej się denerwuję. Moja pamiątka rośnie, ale nie dość szybko. Macham igła, i widzę mierne postępy. Nawet, gdybym bardzo chciała więcej czasu nie znajdę. Nie tracę jednak nadziei, ze jednak zdążę. W tej chwili wygląda to tak:


Podoba mi się coraz bardziej. Kolory są przydymione, mniej intensywne niż na zdjęciu z zestawu. Uważam, ze takie są ładniejsze. Mój aparat chyba czasy świetności ma już za sobą, coraz trudniej zrobić fotkę zbliżoną do oryginału. Cóż, o nowym na razie nie mam co marzyć, trzeba mieć nadzieję, że staruszek całkiem nie padnie. Chyba zacznę robić zdjęcia w pełnym słońcu, może wtedy będą bardziej podobne do rzeczywistości.

A dziś dostałam cudny bukiet o mojego syna. Nie zapomniał o Dniu Matki i oczywiście wzruszył mnie do łez. Nie wiem czemu tak mam, ale kiedy ten dorosły już prawie facet przychodzi z bukietem dla mnie, moje oczy natychmiast wilgotnieją. Fajnie być mamą, fajnie mieć takiego syna :)

Bukiet jest śliczny a na jednym z tulipanów siedzi mała, czerwoniutka biedronka. Drewniana. Szkoda, że nie pomyślałam, żeby ją uwiecznić. Uwielbiam dostawać kwiaty. Na szczęście moi mężczyźni o tym wiedzą i często mnie tak rozpieszczają. W poniedziałek z okazji urodzin dostałam od męża cudowne róże, ale przez te upały nieco podupadły. Nic to i tak postoją jeszcze troszkę, ale z powodu ich marnej kondycji fotki nie zrobiłam.

czwartek, 19 maja 2011

Dotarły...

... wczoraj moje kupione na e-bayu zestawiki. Bardzo się cieszę, bo czas nagli. Już mówię, czemu nagli. Moi Rodzice czwartego czerwca obchodzą 40 rocznicę ślubu. Wymyśliłam sobie, że zrobię dla nich nieduży obrazek. To już bardzo niedługo a ja dopiero zaczęłam haftować. W tej chwili mam tyle:


W całości ma to wyglądać tak:
Jak widzicie, czeka mnie troszkę dłubania i pewnie dwa razy tyle nerwów, bo oczywiście już co chwila myślę "nie zdążę, no na pewno nie zdążę". Mam jeszcze jeden kłopot. Nie bardzo wiem, co wpisać w środku serduszka. Wiadomo, imiona Rodziców, ale co później? 40 lat razem? 40 lat? i czy datę ślubu czy datę rocznicy? bo obie daty wpisane razem wykluczam. Jakbym wyhaftowała 1971 - 2011 to wyszłoby jak napis na nagrobku. Może macie jakieś pomysły?

Drugi zestaw pokażę dopiero jak skończę tę robótkę bo mam na niego taką ochotę, że schowałam go głęboko na półkę, żeby nie popatrywać co chwilka i nie wzdychać nad nim.

Teraz Wam powiem, jakie szaleństwo mnie dopadło. Na blogu m.czarnulki jest mnóstwo pięknych prac wykonanych techniką pergamano. Od dawna wzdycham, ocham i acham oglądając te delikatne, eteryczne cudeńka. Za każdym razem mówię - jak ja bym tak chciała. Ostatnio pomyślałam - a czemu nie? Może nie od razu Kraków zbudowano ale przecież stoi. To może i ja bym mogła? Poszukałam trochę w necie, znalazłam sklepik który oferuje różności do tej techniki i kupiłam sobie zestaw startowy. Jest w nim podkładka, kilka arkuszy pergaminu, trzy specjalne narzędzia, biała kredka i wzór zakładki. Z tego co widzę, brakuje mi jeszcze kilku rzeczy żeby zacząć, ale i z tymi powinnam coś podziałać. Największą zagadką dla mnie jest papierowa taśma i proszę się nie śmiać, ja nie wiem, jaka to powinna być taśma. To ma przykleić wzór do pergaminu żeby się to nie przesuwało, ale potem to chyba trzeba oderwać i ludzie kochani, jaka taśma mi nie porwie tego wszystkiego w cholerę? No i co to jest "wosk pergaminowy"?
Na razie i tak nie mam czasu na zajęcie się pergamano, ale jak skończę pamiątkę dla Rodziców to na pewno spróbuję się nauczyć. A tu mój skromny zestaw:

wtorek, 17 maja 2011

Pamiętacie może...

... obrus filetowy, który robiłam na imieniny mojej Mamy i który miał być skończony na 20 października 2009 roku? No to oczywiście, nie był i nie jest skończony do dziś. Mama dostała coś innego z obietnicą, że kiedyś tam dostanie i Słoniowy Obrus, jak go obie nazwałyśmy. Leżał sobie w szafce, leżał, nabierał mocy urzędowej aż w niedzielę czegoś szukałam i wyciągnęłam pękatą reklamówkę. Zerknął na mnie obrus jednym słoniowym okiem, zerknął drugim, pomachał ogonkiem i... no nie mogłam go znów tam zostawić. Macham więc szydełkiem z zapałem, jakiego dawno już nie miałam. Nie zarzekam się, że skończę w jakimś konkretnym terminie, ale całkiem dużo od niedzieli przybyło. W tej chwili jest tyle:


A wczoraj był kolejny dzień w którym mogłyśmy pokazywać swoje RR-owe postępy kawkowe więc i tutaj mogę się już pochwalić skończoną drugą kawką.


Nie ma jeszcze podpisu ale ja tak nie lubię wtykać tego na obrazek ehhh... Ładniejsze mi się wydają bez wyhaftowanych nicków. Tracą z nimi proporcje. Tak sobie myślałam, że można by było kiedyś tam przy jakimś RR ustalić, że haftujemy je na obrzeżach kanwy, przecież tam też byłyby "na zawsze". Gdyby tak umownie ponumerować każdy hafcik i przy nicku haftnąć numerek to byłoby równie dobrze. Chociaż coś mi się wydaje, że coraz mniej osób ma ochotę na RR. Czytałam ostatnio na blogach, że znów dziewczyny mają problemy z uczestniczkami. To zniechęca do takich zabaw a szkoda. Ja jeszcze jestem pełna zapału.

środa, 11 maja 2011

Serdecznie...

...dziękuję Wam za wsparcie. Sheila dostała na razie kroplówkę z glukozą, zastrzyki i czekamy na poprawę. Trzeba wierzyć, że będzie lepiej. Całkowicie zdrowa nie będzie już nigdy, ale najważniejsze teraz, żeby nie miała tych ataków tak często.

Żeby choć troszkę zmienić atmosferę i wrócić do robótkowego charakteru bloga należałoby pokazać coś krzyżykowego dla odmiany. W ostatnich dniach skupiłam się na RR kawkowym. Wprawdzie dziś mam już prawie cały obrazek, ale że postępami chwalimy się w poniedziałki, pokażę Wam, ile mi się udało zrobić do wczoraj. Bardzo przyjemnie haftuje się te obrazeczki, cieszę się, że uczestniczę w tej zabawie..
Mireczko, pytałaś, co ja takiego haftuję. Obrazek znajdziesz w poście z 11 marca. To ta niebieska "rozwiana" kobieta. To praca na lata, nie przywiązuję się do niej zbytnio, bo wiem, że kiedy tylko przyjdą moje zestawiki wezmę się najpierw za nie. Zaczęłam ten haft tak "na przeczekanie". Od chwili kiedy pisałam, ze zrobiłam 400 krzyżyków niewiele przybyło. Wygląda to na razie jak granatowa plama.
Małgorzato, bardzo Ci dziękuję wzór aktu. Na pewno go wyhaftuję. Jak widzisz, mam mnóstwo planów, tylko nie mam od kogo pożyczyć czasu. Przydałaby się taka wypożyczalnia :)

wtorek, 10 maja 2011

Smutno mi...

Nasza kochana Sheila jest bardzo chora. Dziś myśleliśmy już, że to ostatni dzień jej życia. Ma padaczkę i wczoraj miała kilka ataków, po których nie była w stanie się podnieść. Przeleżała kilka godzin ale pod wieczór zaczęła już chodzić i nawet chętnie jadła. Oby było lepiej, bo nie wyobrażam sobie naszego domu bez niej. Takiego psa nie mieliśmy w życiu. Łagodna, ufna, pieszczoch straszny. Wielkie cielę do kochania. Weterynarz mówi, że z padaczką może żyć jeszcze długie lata, ale to co było dziś po prostu wszystkich nas przeraziło. Mój Tata chodzi ze łzami w oczach. Jest do niej bardzo przywiązany. Wiecie jak to jest - ona sobie jego wybrała i on dla niej zawsze jest najważniejszy. Wszyscy jesteśmy zakochani w psach, zawsze były obecne w naszym życiu i traktujemy je jak członków rodziny. Dlatego tak trudno nam patrzyć na to, jak ona się męczy. Oby było dobrze...

czwartek, 5 maja 2011

Gości miałam....

... niespodziewanych na majówce. Przyjechała moja kochana kuzynka z rodziną aż spod Elbląga. Nie widziałyśmy się kilka lat a tu taka niespodzianka. W sobotę rano zadzwoniła, że przyjeżdżają. Nie wierzyłam bo i kto by uwierzył. Tak znienacka i z tak daleka. Wiecie co? Ona ma chyba coś po mnie - też wymyśla sobie wyjazdy w ciągu kliku minut :D Wprawdzie musiałam na szybko kombinować zamiany dyżurów ale na szczęście udało się i mogłam z nimi spędzić trzy fajne dni. Tylko mój Michał się naburmuszył, bo miał już majówkowe plany z których niestety, musiał zrezygnować, ale cóż, czasem trzeba się zachować co usiłowałam upartemu nastolatkowi wytłumaczyć. Kuzynka przyjechała ze swoimi latoroślami więc wyjścia nie było. Jako, że siedzieć na tyłkach nam się nie chciało, zrobiliśmy sobie wycieczkę po okolicach. Znamy się wszyscy jak łyse konie więc było świetnie. Takie majówki to ja lubię. A na koniec było ognisko.
Takie na szybko, ze starych desek ale mówię Wam, kiełbaski smakowały wybornie. Te z grilla mogą się schować.
Na haftowanie nie miałam czasu, ale przed wyjazdem wyciągnęłam mojego Boreasa i przygotowałam sobie kanwę. Kolos to będzie, prawdziwy kolos. Zobaczcie same




 Zaczęłam nawet hafcić, ale udało mi się zrobić dopiero 400 krzyżyków więc nie ma co pokazywać. A na tę ilość krzyżyków potrzeba mi już było ok 20 kolorów. Straszna to będzie robota, ale efekt chyba przejdzie moje wyobrażenia. Zobaczymy kiedyś, w odległej przyszłości.

Korzystając z okazji, pokażę jeszcze karteczkę, którą zrobiłam na wielkanocną wymiankę na naszym forum.
A teraz czekam na dwa zestawy kupione na e-bay'u. Kiedy już do mnie dotrą, rzucam wszystko i biorę się za pamiątkę rocznicową dla moich Rodziców. Straszliwie się będę spieszyła, bo musi być gotowa na 4 czerwca.

czwartek, 28 kwietnia 2011

Wróciłam...

... z mojej wsi. święta były wspaniałe, spokojne i rodzinne. Dodatkowo pogoda mnie rozpieściła. Uwielbiam takie święta. Wprawdzie pierwszy dzień przywitał nas burzą już przy trzecim okrążeniu kościoła na Rezurekcji ale to nic, potem było już tylko ładniej. Drugi dzień to w ogóle bajka, wiosna i ciepełko. Odpoczęłam, pochodziłam trochę po lesie nie mówiąc już o siedzeniu na tarasie. Tak mogłoby być zawsze. Przywiozłam troszkę wiosennych zdjęć i oczywiście muszę je tu wrzucić, żeby się ze wszystkimi podzielić.
Magnolia już za chwilkę zacznie porządnie kwitnąć, na razie wygląda z pączków

 Stokrotki i żonkile są w pełni kwitnienia i wyglądają cudnie.












Nie zwracajcie uwagi na te sznurki. Posiałyśmy właśnie z Mamą na klombach mnóstwo kwiatów i to jest taka prowizoryczna ochrona przed jedną z moich suk. Potem jak już to wyrośnie  jakoś tam nie włazi, a na razie chyba uważa, że jak nic tam nie ma, to wchodzić wolno. Wielka jest, więc jak tam wparuje to wydepcze wszystko. A widzicie na dalszym planie lilie? Oj jak ja kocham lilie, doczekać się już nie mogę.
Dość już o kwiatkach, teraz muszę koniecznie pochwalić się wymiankowymi prezentami. Śliczności dostałam i podzielę się z Wami chociaż zdjęciem.
Wspaniale jest otwierać kopertę i nie wiedzieć, co za cuda się w niej kryją. Uwielbiam tę chwilę. Mojemu Zajączkowi ślicznie dziękuję.

sobota, 23 kwietnia 2011

życzenia świąteczne

Życzę Wam wszystkim Wesołych Świat Wielkanocnych, spędzonych w gronie najbliższych Wam osób. Smacznego święconego i oczywiście mokrego Dyngusa.

piątek, 15 kwietnia 2011

Gapa ze mnie...

Skończyłam ostatniego ptaszka z ptaszkowego RR, zapakowałam, wysłałam a fotki nie zrobiłam. Szkoda... Tak mało tu pokazuję, bo i moje prace powstają powoli i jak miałam okazję czymkolwiek się pochwalić to oczywiście musiałam się zagapić. Trudno się mówi.
Znacie moje pomysły na organizowanie sobie czasu w ostatniej chwili? Mam tak najczęściej z wyjściem do kina, ale wczoraj przekroczyłam granicę. Pojechałam sobie nad Solinę. Wyprawa była całkowicie spontaniczna, podyktowana chwilą. Ot, znajomy miał coś do załatwienia w Sanoku, stwierdziłam, że też sobie pojadę. I mimo pobudki o 3 nad ranem, zmęczenia i paskudnej pogody uważam dzień za udany. Nigdy do tej pory tam nie byłam, i nigdy nie widziałam wody w takim kolorze. Miałam niesamowicie dziwne wrażenie stojąc na zaporze. Z jednej strony lustro wody z drugiej przepaść i gdzieś daleko w dole rzeka. Mam lęk wysokości ale bardziej przerażała mnie prawdopodobna głębokość wody po stronie zalewu. Będąc nad morzem czy nad jeziorem, nie widzi się różnicy poziomów i nigdy nie myśli się o tym w ten sposób. A tu wszystko wiadomo. Brrr, zdumiewające. Płacę dziś za wycieczkę całkowitym rozbiciem, sennością, ogólnie jestem nieprzytomna, ale warto było dla takich widoków.












Miałam maleńką namiastkę wyjazdu na urlop. Szkoda tylko, że tak króciutko. A i wiecie co? Zatrzymaliśmy się na obiad w przydrożnym zajeździe. Pięknie tam było, smacznie, ekspresowa obsługa i ten klimat. Nie chcę tu urządzać reklamy, ale karczma Bida jest wspaniała. Jeśli jeszcze kiedyś będę tamtędy przejeżdżała na pewno tam znów wstąpię. Miła przerwa w podróży, tak powinno być wszędzie. Jeśli tylko będę miała okazję znów zrobić sobie taki wypad na pewno skorzystam :)