piątek, 11 marca 2011

Dylemat mam...

... bo nie wiem, co wybrać. Realka pytała mnie, co teraz. A ja sama nie wiem. Czekały nam mnie dwa wzory i oba bardzo chcę wyhaftować. Mam jeszcze w szufladzie niedokończone konie Dimensions. I teraz nie wiem - kończyć konie, zaczynać jeden, czy drugi haft? Szczerze mówiąc, to jakoś straciłam serce do zaczętego obrazka. Chyba dlatego, że zbyt długo leżały i jeszcze dlatego, że zaczęłam je haftować stawiając krzyżyki w odwrotną stronę. Nie da się tego już poprawić a do końca jeszcze lata świetlne. Są piękne, pojęcia nie mam, czemu je odłożyłam...


Alternatywą są dwa wzory. Bardziej skłaniam się do wyhaftowania obrazu J. W. Waterhouse'a "Boreas"





Zdaję sobie sprawę, że to nie lada wyzwanie, zwłaszcza dlatego, że kolory są bardzo zbliżone, ale sam obraz mnie ujął. Wzór ma 25 stron ale jest niesamowicie przejrzysty. Mam już wszystkie materiały.
No i jeszcze wymarzona łączka. Też chcę i też na mnie czeka już jakiś czas. Nie bardzo podoba mi się samo rozrysowanie wzoru. Bardzo nieczytelne. Jednak Dimensions robi to genialnie a tu... wszystko na kupie. I to mnie troszkę odstrasza, ale skoro dałam radę z Damą to dam i z Łączką.
I co tu wybrać? No same powiedzcie - decyzja nie jest łatwa.
Oprócz tego jest jeszcze RR które właśnie się zaczęło i to ptaszkowe, które trwa już od dawna. No i dwie wymianki. Ale o tym w innym wpisie.
Raz jeszcze bardzo Wam wszystkim dziękuję za słowa uznania. Cieszę się bardzo, że moja oprawiona Dama
Wam się podoba. Uznanie osób, które same haftują jest bezcenne. Jesteście wspaniałe!

środa, 9 marca 2011

Odebrałam...

...odebrałam, odebrałam !!! Oprawioną Damulkę od Pana Ramkowego. Zanim jednak znów będę się chwaliła, chcę Wam wszystkim bardzo podziękować za słowa uznania. To mój (jak na razie) najbardziej pracochłonny haft. Tym bardziej cieszą mnie Wasze słowa. Każdy komentarz był dla mnie jak wisienka na torcie. To już ostatnia odsłona tej pracy, obiecuję, ze nie będę już nikogo więcej zamęczała. Powiem Wam, że zawsze mam mieszane uczucia rozstając się z pracą nad czymś, czemu poświęcałam wszystkie wolne chwile. Z jednej strony bardzo się cieszę i jestem z siebie dumna, z drugiej... jakoś tak dziwnie żal. No nic, na bok smutki. Oto ostatnia odsłona. Próbowałam uchwycić naturalne kolory ale mój aparat nie daje rady. Wstawiam więc zdjęcie robione przy oknie bez lampy (to jaśniejsze) i z dala od okna, ale z lampą. Oryginał mieści się gdzieś pomiędzy.






Długo czekałam na oprawę bo oczywiście wybrałam ramy, których Pan Ramkowy nie miał w pracowni. To znaczy tych zielonkawych, zewnętrznych nie było. Te jasne, przecierane i owszem,były, ale ja sobie wymyśliłam podwójną ramę i chyba dobrze zrobiłam. Jestem bardzo zadowolona z efektu.
 
Bardzo bałam się wykończenia tej pracy. Od początku martwił mnie szal. Okazało się, ze cording jest w rzeczywistości prościutki. Cieszę się, że przy okazji nauczyłam się czegoś nowego. Moje "sznureczki" szalowe w zbliżeniu wyglądają tak:


a niżej bukiet, któremu bardzo mozolnie dodawałam mnóstwo supełków:




Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za przemiłe komentarze.