Czasem zapisuję sobie odczucia, jakie mam po przeczytaniu książki, która w szczególny sposób zapadła mi w serce.. Tym razem to "Sto odcieni bieli" autorstwa Preethi Nair. Książka pachnąca kurkumą, kuminem, mango i masalą. W której od czasu do czasu strzelają na rozgrzanej patelni nasiona gorczycy i papryczki chilli. Gdzie gotowanie to magia zmieniająca życie ludzi. Podążamy śladami matki i córki - głównych bohaterek. Z kolorowych, głośnych Indii przenosimy się do zimnego, szarego, uporządkowanego Londynu. Nalini - matka i Maja - córka. To wbrew pozorom nie jest książka o gotowaniu a przynajmniej nie tylko, to książka o poszukiwaniu siebie, o tym, jak życie zmienia się pod wpływem różnych okoliczności a przede wszystkim o tym, co w nim ważne. Porzucona przez męża w obcym sobie kraju nieznająca języka, obyczajów i niemająca żadnych środków finansowych Nalini musi stawić czoła swojej ciężkiej sytuacji. Z bogatego, dostatniego domu trafia z dwójką małych dzieci do wilgotnego, wynajętego pokoju. Dzięki pomocy przyjaciół znajduje pracę w fabryce a potem... potem zajmuje się tym co w jej życiu stanowi sens - gotowaniem. Maja nie rozumie zmian w swoim życiu, nie akceptuje nowej sytuacji, nie potrafi pogodzić się z brakiem ojca. Odrzuca swoje korzenie, tradycję, nie chce jeść potraw z miłością przygotowywanych przez matkę. Różne okoliczności sprawiają, że odsuwa się od niej i przez wiele lat nie potrafi wybaczyć. Dopiero jako dorosła kobieta odnajduje prawdę. Nie zamierzam zdradzać treści książki, powiem tylko, że ujęła mnie ciepłem, zapachem, mądrością. Oczarowała, zasmakowała, zasmuciła i zmusiła do uśmiechu.
"Dodałam łagodne mleko kokosowe do gotowanych ziemniaków i podduszonej cebuli, z których wraz z parą uchodziło zwątpienie. To była jedyna indyjska potrawa jaką lubiła Maja. Podana na naleśnikach z wyrabianego gwałtownymi ruchami ciasta, z mąki z gniewnych połówek czerwonej soczewicy. Twarde ziarno, dla ochrony przed warunkami zewnętrznymi otoczone łuskami, które muszą moknąć w wodzie godzinami, niczym latami nieobecności, po czym okazuje się, że w środku są miękkie tak samo jak moja córka. Rozdrabniałam w mikserze żale, zmuszając składniki, by stały się płynnym ciastem, które później wlewałam partiami na rozgrzaną żeliwną patelnię. Gotowe naleśniki polałam złocistym ghi, które roztapia się w czysta dobroć. Moja córka wraca do domu.
Kurkuma goi rany. Szafran uzyskiwany z krokusów jaskrawożółty i czerwonopomarańczowy jak ciepło słońca, pomaga się zabliźnić ranom po krzywdach i niesprawiedliwości."
Preethi Nair
"Sto odcieni bieli"
Recenzja brzmi zachęcająco.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie czytałam... ale jak znajdę na pewno wypożyczę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak ,mnie też zachęciła ta recenzja..na pewno przeczytam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)