piątek, 24 czerwca 2011

Piątkowa odsłona

postępów w moim wieńcu. Pomalutku, spokojniutko, ale najważniejsze, że ciągle do przodu. Jagody ostrokrzewu (chyba?) dodają całości uroku, jeszcze sporo ich trzeba dohaftować, ale fajniutkie są. W ogóle to wydaje mi się, że tempo mam więcej niż zadowalające.
Dostałam w tym tygodniu kolejną kanwę z RR, ale mam cały miesiąc na jej wyhaftowanie więc na razie troszkę sobie poleży. Chciałabym skończyć chociaż zimową część wieńca.
Widziałam, że na wielu blogach chwaliłyście się już swoimi zakładkami z wymiany na Dzień Dziecka, ja postanowiłam poczekać do końca miesiąca chociaż wiem już, że zakładka dotarła do właścicielki. Ja swojej jeszcze nie mam, więc poczekam aż do mnie dotrze i pokażę obie.
Teraz będę miała ogólnie mniej czasu, wakacje przecież a mój Syn już zapowiedział, ze jedzie na naszą wieś a to znaczy, że będzie wisiał moim rodzicom na głowie. Mama jak zwykle będzie się denerwowała, że pojechał, nie wraca, albo że nie pojechał i dlaczego siedzi w domu, albo że śpi i śniadania nie je. Z tym jedzeniem u mojej mamy to w ogóle koszmar. Ona uważa, że można zjeść śniadanie o dwunastej a już o drugiej zjeść normalny obiad. I panikuje, bo ktoś z nas nie zjada całej porcji. Trudno jej zrozumieć, że my jesteśmy przyzwyczajeni do zupełnie innych godzin posiłków. A najbardziej mnie wkurza, że nie można jej wytłumaczyć, że siedemnastolatek spokojnie potrafi sobie sam zrobić kanapkę, albo że jak nie jest głodny to po prostu nie je i tyle.Wszystko to z wielkiej troski o niego i o nas :) Tak więc teraz będę w ciągłych rozjazdach, bo mama jest spokojna jak ja tam jestem i biorę odpowiedzialność na siebie. I słusznie - dziadkowie są od kochania a nie od martwienia się o nastolatka.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Trzecią kawkę

w naszym RR forumowym skończyłam już w zeszłym tygodniu, ale pokazuję ją dopiero teraz, bo przegapiłam poniedziałkowy moment chwalenia się postępami. W zasadzie termin jej dostarczenia do następnej osoby mija w przyszłym tygodniu, ale chciałam mieć już spokojną głowę i zabrać się za wieniec z czystym sumieniem, co też jak wiecie, zrobiłam. Kawka poleciała już dalej a wygląda tak:
Bardzo te obrazki sympatyczne. Coraz ich więcej na każdej kolejnej szmatce i coraz ładniej to wygląda.

sobota, 18 czerwca 2011

Minął tydzień

od mojego poprzedniego posta. Wiele się przez ten czas nie działo. Skupiłam się na RR kawkowym i niewiele czasu zostało na mój wieniec. Nie lubię, kiedy coś co ma określony termin wykonania "wisi" mi nad głową. Dlatego najpierw kawka a teraz mam czas na DIMka. Do wczoraj miałam tyle:
Zastanawiam się, czy od razu robić backstitche. Przy pamiątce dla Rodziców taka metoda świetnie zdała egzamin. Z drugiej strony tutaj nie muszę się spieszyć, będzie pomalutku, jak zawsze. Nie lubię się spieszyć przy haftowaniu. Stawiam te swoje krzyżyki z przyjemnością, przy kawce, kiedy nic mnie nie goni. Czasem wyhaftuję tylko kilka dziennie, czasem przysiądę na dłużej, czasem nie zrobię ani kawałeczka.
Jeszcze tylko nie odmówię sobie przyjemności pokazania Wam jednego z już kwitnących clematisów. Uwielbiam je. Co rok dokupuję jakąś nową odmianę i zmuszam męża do robienia dla nich podpórek. Potem zwykle zapominam, co już mam a czego nie, karteczki dołączone do roślin gdzieś mi się podziewają, kupuję więc na wyczucie. W tym roku uświadomiłam sobie, że chyba nie mam żadnego różowego. Pojęcia nie mam, jak to się stało, bo przecież chyba były? A może nie? Ot taki ze mnie roztrzepany ogrodnik.

piątek, 10 czerwca 2011

Nowy DIM

się u mnie robi :) Wieniec "Cztery pory roku"  To właśnie ten drugi kupiony na e-bay'u zestaw. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i mimo kilku pozaczynanych prac musiałam  koniecznie mieć ten wieniec. Ledwie się powstrzymałam od natychmiastowego rozpakowania i zrobienia choć kilku krzyżyków. Gdyby nie to, że gonił mnie czas na pewno tak to by się skończyło. No ale teraz już z czystym sumieniem zaczęłam i bardzo przyjemnie mi się haftuje. Wzór superwyraźny i jak na DIM to nieskomplikowany. Żadnych dziwnych ściegów, żadnych półkrzyżyków, tylko krzyżyki i backstitche.






W tej chwili wygląda to tak:




Na razie jestem pełna zapału, zobaczymy, co będzie dalej :)

Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za przemiłe komentarze pod poprzednim postem. To był dla mnie i dla moich Rodziców bardzo szczególny dzień i jest mi bardzo miło, że i Wy dołączyłyście się do życzeń.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Uroczystość moich Rodziców

.... była bardzo udana. Po czterdziestu latach od chwili ich ślubu znów razem stanęli w kościele. Goście dopisali, wszyscy nieco starsi, ale w doskonałych humorach. Gratulacjom i toastom nie było końca. Nie obyło się bez okrzyków - gorzko! gorzko! a moi kochani rodzice dzielnie wytrzymywali liczenie do dziesięciu. Pogoda też była łaskawa. Dosłownie wszystko wyszło tak, jak miało być. Najwspanialszą niespodziankę (przy naszym skromnym udziale) zgotował Mamie mój Tata. Nie mogę tu nie pokazać, czymże to doprowadził ją do łez. Sama bym pewnie płakała ze wzruszenia, zresztą mi też się łezka w oku zakręciła. Spójrzcie...

Róż jest równo czterdzieści a Tata miał w ręku jeszcze jedną, jak powiedział, na następny rok i żeby nie była ich parzysta liczba. Kiedy sobie przypomnę minę mojej Mamy kiedy on wszedł z tym koszem.., takie chwile są bezcenne. Udało mi się uchwycić na zdjęciu ale.. to zbyt intymne żeby pokazywać na blogu. Uwierzcie na słowo, to była jedna z tych chwil, których się nie zapomina.

Moja skromna niespodzianka została przyjęta z entuzjazmem i od razu trzeba ją było wieszać na ścianę. Potem wszyscy goście musieli oglądać, bo Rodzice koniecznie chcieli się chwalić. Na szczęście zdążyłam z haftowaniem, oprawialiśmy sami, bo na Pana Ramkowego to już czasu nie było. Może ciutkę schrzaniłam rozmieszczenie napisu ale i tak jestem z siebie dumna, bo udało mi się podarować im coś od siebie i zdążyć na czas.


Jeśli mi się uda dotrwać do czterdziestej rocznicy ślubu to chciałabym, żeby była tak udana, jak ta moich Rodziców.