czwartek, 26 maja 2011

Im bliżej...

do czwartego czerwca tym bardziej się denerwuję. Moja pamiątka rośnie, ale nie dość szybko. Macham igła, i widzę mierne postępy. Nawet, gdybym bardzo chciała więcej czasu nie znajdę. Nie tracę jednak nadziei, ze jednak zdążę. W tej chwili wygląda to tak:


Podoba mi się coraz bardziej. Kolory są przydymione, mniej intensywne niż na zdjęciu z zestawu. Uważam, ze takie są ładniejsze. Mój aparat chyba czasy świetności ma już za sobą, coraz trudniej zrobić fotkę zbliżoną do oryginału. Cóż, o nowym na razie nie mam co marzyć, trzeba mieć nadzieję, że staruszek całkiem nie padnie. Chyba zacznę robić zdjęcia w pełnym słońcu, może wtedy będą bardziej podobne do rzeczywistości.

A dziś dostałam cudny bukiet o mojego syna. Nie zapomniał o Dniu Matki i oczywiście wzruszył mnie do łez. Nie wiem czemu tak mam, ale kiedy ten dorosły już prawie facet przychodzi z bukietem dla mnie, moje oczy natychmiast wilgotnieją. Fajnie być mamą, fajnie mieć takiego syna :)

Bukiet jest śliczny a na jednym z tulipanów siedzi mała, czerwoniutka biedronka. Drewniana. Szkoda, że nie pomyślałam, żeby ją uwiecznić. Uwielbiam dostawać kwiaty. Na szczęście moi mężczyźni o tym wiedzą i często mnie tak rozpieszczają. W poniedziałek z okazji urodzin dostałam od męża cudowne róże, ale przez te upały nieco podupadły. Nic to i tak postoją jeszcze troszkę, ale z powodu ich marnej kondycji fotki nie zrobiłam.

czwartek, 19 maja 2011

Dotarły...

... wczoraj moje kupione na e-bayu zestawiki. Bardzo się cieszę, bo czas nagli. Już mówię, czemu nagli. Moi Rodzice czwartego czerwca obchodzą 40 rocznicę ślubu. Wymyśliłam sobie, że zrobię dla nich nieduży obrazek. To już bardzo niedługo a ja dopiero zaczęłam haftować. W tej chwili mam tyle:


W całości ma to wyglądać tak:
Jak widzicie, czeka mnie troszkę dłubania i pewnie dwa razy tyle nerwów, bo oczywiście już co chwila myślę "nie zdążę, no na pewno nie zdążę". Mam jeszcze jeden kłopot. Nie bardzo wiem, co wpisać w środku serduszka. Wiadomo, imiona Rodziców, ale co później? 40 lat razem? 40 lat? i czy datę ślubu czy datę rocznicy? bo obie daty wpisane razem wykluczam. Jakbym wyhaftowała 1971 - 2011 to wyszłoby jak napis na nagrobku. Może macie jakieś pomysły?

Drugi zestaw pokażę dopiero jak skończę tę robótkę bo mam na niego taką ochotę, że schowałam go głęboko na półkę, żeby nie popatrywać co chwilka i nie wzdychać nad nim.

Teraz Wam powiem, jakie szaleństwo mnie dopadło. Na blogu m.czarnulki jest mnóstwo pięknych prac wykonanych techniką pergamano. Od dawna wzdycham, ocham i acham oglądając te delikatne, eteryczne cudeńka. Za każdym razem mówię - jak ja bym tak chciała. Ostatnio pomyślałam - a czemu nie? Może nie od razu Kraków zbudowano ale przecież stoi. To może i ja bym mogła? Poszukałam trochę w necie, znalazłam sklepik który oferuje różności do tej techniki i kupiłam sobie zestaw startowy. Jest w nim podkładka, kilka arkuszy pergaminu, trzy specjalne narzędzia, biała kredka i wzór zakładki. Z tego co widzę, brakuje mi jeszcze kilku rzeczy żeby zacząć, ale i z tymi powinnam coś podziałać. Największą zagadką dla mnie jest papierowa taśma i proszę się nie śmiać, ja nie wiem, jaka to powinna być taśma. To ma przykleić wzór do pergaminu żeby się to nie przesuwało, ale potem to chyba trzeba oderwać i ludzie kochani, jaka taśma mi nie porwie tego wszystkiego w cholerę? No i co to jest "wosk pergaminowy"?
Na razie i tak nie mam czasu na zajęcie się pergamano, ale jak skończę pamiątkę dla Rodziców to na pewno spróbuję się nauczyć. A tu mój skromny zestaw:

wtorek, 17 maja 2011

Pamiętacie może...

... obrus filetowy, który robiłam na imieniny mojej Mamy i który miał być skończony na 20 października 2009 roku? No to oczywiście, nie był i nie jest skończony do dziś. Mama dostała coś innego z obietnicą, że kiedyś tam dostanie i Słoniowy Obrus, jak go obie nazwałyśmy. Leżał sobie w szafce, leżał, nabierał mocy urzędowej aż w niedzielę czegoś szukałam i wyciągnęłam pękatą reklamówkę. Zerknął na mnie obrus jednym słoniowym okiem, zerknął drugim, pomachał ogonkiem i... no nie mogłam go znów tam zostawić. Macham więc szydełkiem z zapałem, jakiego dawno już nie miałam. Nie zarzekam się, że skończę w jakimś konkretnym terminie, ale całkiem dużo od niedzieli przybyło. W tej chwili jest tyle:


A wczoraj był kolejny dzień w którym mogłyśmy pokazywać swoje RR-owe postępy kawkowe więc i tutaj mogę się już pochwalić skończoną drugą kawką.


Nie ma jeszcze podpisu ale ja tak nie lubię wtykać tego na obrazek ehhh... Ładniejsze mi się wydają bez wyhaftowanych nicków. Tracą z nimi proporcje. Tak sobie myślałam, że można by było kiedyś tam przy jakimś RR ustalić, że haftujemy je na obrzeżach kanwy, przecież tam też byłyby "na zawsze". Gdyby tak umownie ponumerować każdy hafcik i przy nicku haftnąć numerek to byłoby równie dobrze. Chociaż coś mi się wydaje, że coraz mniej osób ma ochotę na RR. Czytałam ostatnio na blogach, że znów dziewczyny mają problemy z uczestniczkami. To zniechęca do takich zabaw a szkoda. Ja jeszcze jestem pełna zapału.

środa, 11 maja 2011

Serdecznie...

...dziękuję Wam za wsparcie. Sheila dostała na razie kroplówkę z glukozą, zastrzyki i czekamy na poprawę. Trzeba wierzyć, że będzie lepiej. Całkowicie zdrowa nie będzie już nigdy, ale najważniejsze teraz, żeby nie miała tych ataków tak często.

Żeby choć troszkę zmienić atmosferę i wrócić do robótkowego charakteru bloga należałoby pokazać coś krzyżykowego dla odmiany. W ostatnich dniach skupiłam się na RR kawkowym. Wprawdzie dziś mam już prawie cały obrazek, ale że postępami chwalimy się w poniedziałki, pokażę Wam, ile mi się udało zrobić do wczoraj. Bardzo przyjemnie haftuje się te obrazeczki, cieszę się, że uczestniczę w tej zabawie..
Mireczko, pytałaś, co ja takiego haftuję. Obrazek znajdziesz w poście z 11 marca. To ta niebieska "rozwiana" kobieta. To praca na lata, nie przywiązuję się do niej zbytnio, bo wiem, że kiedy tylko przyjdą moje zestawiki wezmę się najpierw za nie. Zaczęłam ten haft tak "na przeczekanie". Od chwili kiedy pisałam, ze zrobiłam 400 krzyżyków niewiele przybyło. Wygląda to na razie jak granatowa plama.
Małgorzato, bardzo Ci dziękuję wzór aktu. Na pewno go wyhaftuję. Jak widzisz, mam mnóstwo planów, tylko nie mam od kogo pożyczyć czasu. Przydałaby się taka wypożyczalnia :)

wtorek, 10 maja 2011

Smutno mi...

Nasza kochana Sheila jest bardzo chora. Dziś myśleliśmy już, że to ostatni dzień jej życia. Ma padaczkę i wczoraj miała kilka ataków, po których nie była w stanie się podnieść. Przeleżała kilka godzin ale pod wieczór zaczęła już chodzić i nawet chętnie jadła. Oby było lepiej, bo nie wyobrażam sobie naszego domu bez niej. Takiego psa nie mieliśmy w życiu. Łagodna, ufna, pieszczoch straszny. Wielkie cielę do kochania. Weterynarz mówi, że z padaczką może żyć jeszcze długie lata, ale to co było dziś po prostu wszystkich nas przeraziło. Mój Tata chodzi ze łzami w oczach. Jest do niej bardzo przywiązany. Wiecie jak to jest - ona sobie jego wybrała i on dla niej zawsze jest najważniejszy. Wszyscy jesteśmy zakochani w psach, zawsze były obecne w naszym życiu i traktujemy je jak członków rodziny. Dlatego tak trudno nam patrzyć na to, jak ona się męczy. Oby było dobrze...

czwartek, 5 maja 2011

Gości miałam....

... niespodziewanych na majówce. Przyjechała moja kochana kuzynka z rodziną aż spod Elbląga. Nie widziałyśmy się kilka lat a tu taka niespodzianka. W sobotę rano zadzwoniła, że przyjeżdżają. Nie wierzyłam bo i kto by uwierzył. Tak znienacka i z tak daleka. Wiecie co? Ona ma chyba coś po mnie - też wymyśla sobie wyjazdy w ciągu kliku minut :D Wprawdzie musiałam na szybko kombinować zamiany dyżurów ale na szczęście udało się i mogłam z nimi spędzić trzy fajne dni. Tylko mój Michał się naburmuszył, bo miał już majówkowe plany z których niestety, musiał zrezygnować, ale cóż, czasem trzeba się zachować co usiłowałam upartemu nastolatkowi wytłumaczyć. Kuzynka przyjechała ze swoimi latoroślami więc wyjścia nie było. Jako, że siedzieć na tyłkach nam się nie chciało, zrobiliśmy sobie wycieczkę po okolicach. Znamy się wszyscy jak łyse konie więc było świetnie. Takie majówki to ja lubię. A na koniec było ognisko.
Takie na szybko, ze starych desek ale mówię Wam, kiełbaski smakowały wybornie. Te z grilla mogą się schować.
Na haftowanie nie miałam czasu, ale przed wyjazdem wyciągnęłam mojego Boreasa i przygotowałam sobie kanwę. Kolos to będzie, prawdziwy kolos. Zobaczcie same




 Zaczęłam nawet hafcić, ale udało mi się zrobić dopiero 400 krzyżyków więc nie ma co pokazywać. A na tę ilość krzyżyków potrzeba mi już było ok 20 kolorów. Straszna to będzie robota, ale efekt chyba przejdzie moje wyobrażenia. Zobaczymy kiedyś, w odległej przyszłości.

Korzystając z okazji, pokażę jeszcze karteczkę, którą zrobiłam na wielkanocną wymiankę na naszym forum.
A teraz czekam na dwa zestawy kupione na e-bay'u. Kiedy już do mnie dotrą, rzucam wszystko i biorę się za pamiątkę rocznicową dla moich Rodziców. Straszliwie się będę spieszyła, bo musi być gotowa na 4 czerwca.